Ogłaszajcie nowinę, roznoście wici –
studenci przejmują miasto! I to po raz kolejny. Po raz kolejny do Wrocławia,
razem z majowym rozpasaniem, wkroczyły dumnym krokiem Juwenalia. Okoliczności
przyrody nie zawsze były sprzyjające - czasem słońce, czasem deszcz - ale
nastroje niezmiennie szampańskie.
Zmienił się, jak zawsze przecież,
line-up. W tym roku zasługiwał na szczególną uwagę, bo organizatorzy pokusili
się o różnorodność, jakiej nie było chyba jeszcze nigdy. Zaskakiwał też,
oczywiście jak najbardziej pozytywnie, rozmach imprezy. Koncerty podczas
Juwenaliów 2013 trwały aż cztery dni. Cztery dni dobrej zabawy i dobrej muzyki
– czego student może chcieć więcej?
No, może dobrego Pochodu Juwenaliowego.
I tu nie można było narzekać; kto na Pochodzie Juwenaliowym był chociaż raz,
doskonale wie, w czym rzecz. Kreatywność młodych ludzi nigdy nie przestanie
zaskakiwać – wydaje się, że z roku na rok ich pomysłowość tylko wzrasta – jeśli
to w ogóle możliwe. Pojawiły się więc znane już bywalcom Pochodów postaci,
takie jak dziewczyny-winogrona, owinięta bandażami mumia, czy superbohaterowie
wszelkiej maści. Zaskoczył Zakon Leja rodem z Uniwersytetu Ekonomicznego,
pewien młodzieniec odziany w kusą panterkę oraz spacerujące klawisze Ctrl, Alt
i Delete. Kolorowy i rozwrzeszczany Pochód przebył trasę z Politechniki aż na
Rynek, który w pewny momencie został całkowicie oblężony. Gdyby całe to
wydarzenie widział obcokrajowiec, nie znający polskich majowych tradycji
studenckich, mógłby się zdziwić co nie miara. Jak to, nie wiecie zupełnie, o co
chodzi? Niewybaczalne. Zachęcam więc do pojawienia się na Pochodzie
Juwenaliowym w przyszłym roku.
Gdy już wszyscy ochłonęli nieco po
Pochodzie, ruszyli na Wyspę Słodową, która od niepamiętnych czasów jest mekką
życia studenckiego we Wrocławiu. Nie było więc lepszego miejsca na święto
żaków, jak właśnie Wyspa. 9 maja, czyli w pierwszy dzień Juwenaliów, rozpoczęła
się eklektyczna uczta muzyczna. Tego dnia na scenie rozgościło się disco-polo i
gwiazda gatunku eurodance lat 90., czyli Dr. Alban w pełnej krasie! Oprócz tego
mogliśmy bawić się przy wakacyjnych rytmach V-Unit i Letniego Chamskiego
Podrywu. Studencka żywiołowość jak zawsze nie zawiodła i pomimo zmiennej pogody
Wyspa długo rozbrzmiewała echem przebojów Sing
Hallelujah czy Tylko hit na lato.
Pierwszy gorący dzień Juwenaliów dobiegł
końca, a to był tylko początek. W piątek 10 maja nadszedł bowiem czas na takie
gwiazdy polskiej muzyki rozrywkowej, jak Grubson, Gooral i Bracia Figo Fagot.
Każdy z wykonawców, łącznie z występującymi jako pierwsi Sobotą, reprezentował
odmienny styl muzyki. Każdy mógł więc tu znaleźć coś dla siebie.
Na szczególną uwagę i osobny akapit
bezsprzecznie zasługuje Gooral. Dlaczego? Można powiedzieć, że ze względu na
to, że jest prekursorem łączenia w Polsce electro, dubstepu i R’n’B z muzyką
góralską. Ten pochodzący z Bielska-Białej młody muzyk konsekwentnie trzyma się
własnego, niepodrabialnego stylu. Można też Goorala pokochać za odwagę i
szczerość w przekazie takiej właśnie wizji muzyki, jaką sobie kiedyś wymarzył.
Najbardziej jednak Gooral podczas Juwenaliów urzekał niesamowitą i zupełnie niewymuszoną
umiejętnością stworzenia relacji ze swoją publicznością. Nie robił tego poprzez
usilne wykrzykiwanie do słuchaczy niezwiązanych ze sobą tekstów – wręcz
przeciwnie. Siła jego przekazu tkwiła w
muzyce, jaką grał i w spójności własnego wizerunku właśnie z taką muzyką, a nie
inną. Widać i słychać było, że oto na scenie stoi człowiek, który dokładnie
wie, co robi i dlaczego tu jest – a publiczność zawsze takie rzeczy wyczuwa.
Tak też było ze studencką bracią zgromadzoną tego wieczora na Wyspie, która ową
autentyczność wyczuła i nagrodziła gromkimi brawami.
Wraz z zejściem Goorala ze sceny morale
wcale nie upadły. Wręcz przeciwnie. Jakkolwiek jednak dosyć zabawnie mówić o
moralach, gdy wspominamy o zespole Bracia Figo Fagot… W każdym razie, duet, który
swoją muzykę sam opisuje jako „miejski nurt disco-polo”, scenę doprowadził do
wrzenia. Fenomen popularności tej kapeli bez wątpienia zasługuje na głębszą
refleksję. Można bowiem pisać, że są niewydarzeni i nieokrzesani i trudno
zrozumieć, kto ich wpuścił na scenę… Ale Bracia Figo Fagot to zdecydowanie coś
więcej. Ich zachowanie i kreacja sceniczna nie trzymają się jakichkolwiek norm
czy zasad – Bracia z tych zasad nie robią sobie absolutnie nic. Można nawet
nieśmiało ukuć tezę, że ich ideologia takiego - oderwanego od wszystkiego, co
porządne, ułożone i grzeczne – zachowania, przypomina nieco najwcześniejszych
punków, którzy w latach 70. demolowali sceny i robili wszystko, co najdalsze od
szeroko rozumianego „dobrego wychowania”. Figo i Fagot sceny co prawda nie
zdemolowali, a publiczność żadnego urazu nie doznała (przynajmniej fizycznego),
ale ich rebeliancka charyzma udzieliła się studentom, którzy zachowywali się niemalże
jak podczas koncertu heavy metalowego… Doświadczenie koncertu Braci Figo Fagot
jest trochę jak doświadczenie Pochodu Juwenaliowego – dopóki nie przeżyjesz,
nie dowiesz się, o co tak naprawdę chodzi.
Po tak intensywnych dwóch dniach
koncertów na Wyspie Słodowej wszyscy musieli nieco odpocząć, ale tylko po to,
by przygotować siły na kolejne dni zabawy. 24 maja organizatorzy Juwenaliów
przygotowali dzień wypełniony muzyką na naprawdę wysokim poziomie. Począwszy do
Scoffers – świeżego powiewu alternatywy rodem z Wrocławia – poprzez genialnego
i nigdy niezawodzącego Kim Nowak, soulową artystkę NATU oraz Kapelę ze Wsi
Warszawa, aż po niekwestionowane gwiazdy wieczoru, czyli Julię Marcell i KAMP! Wszyscy
wykonawcy reprezentowali podobny, wysoki poziom, jednak zróżnicowanie gatunkowe
występujących mogło przyprawić o zawrót głowy. Studenci mieli więc okazję posłuchać
na żywo muzyki, której na co dzień być może nie słuchają. Nie znaczy to, że nie
mogą właśnie jednego z takich nieznanych gatunków nie polubić. Tak było w
przypadku koncertu Kapeli ze Wsi Warszawa. Dosyć ryzykowna decyzja – zaprosić
zespół, który niekoniecznie musi przyciągnąć tak wielkie rzesze studentów, jak
chociażby Bracia Figo Fagot… Ryzyko się jednak opłaciło. Kapela ze Wsi Warszawa
zaserwowała wrocławskim żakom porządną dawkę dobrego, słowiańskiego (jakkolwiek
to brzmi) grania. Jestem pewna, że Wrocław przywita ich ciepło również za rok.
Zaraz po Kapeli na scenę Wyspy Słodowej
weszła drobna, zakapturzona osóbka, z twarzą przykrytą ciemnymi włosami. Julia
Marcell. Jeśli zachwyciła Was podczas słuchania jej muzyki z płyt, podczas
koncertu zawładnie Waszym sercem całkowicie. Julia na scenie eksploduje
energią, o jaką nigdy byśmy jej nie podejrzewali, słuchając jej eterycznego,
spokojnego głosu. Skacze, wygina się, śmieje i tańczy – a wszystko w tak
niesamowicie uroczy sposób, że nie da się oglądać jej koncertu bez uśmiechu na
twarzy. Jej oryginalna, kipiąca emocjami muzyka to jedno, ale zachowanie
Marcell na scenie – to już zupełnie osobna historia. Jej muzyki nie wystarczy
słuchać. Trzeba też na jej muzykę patrzeć – oglądać to, jak sama na nią
reaguje, jak własne dźwięki wpływają na ruchy jej ciała, i jaki kontakt potrafi
złapać z publicznością… Julia Marcell na scenie to mała dziewczynka, która nie
potrafi ukryć radości z faktu, że może zaśpiewać dla ludzi kilka piosenek. A
zdolności wokalnych pozazdrościć dziewczynie może niejedna polska diwa.
A Wrocławianom pozazdrościć inne miasta
mogą Juwenaliów. Następnego dnia na studentów czekała śmietanka naszego
rodzimego hip-hopu. Ras Luta, Łona&Webber, Abradab, Miuosh,
Marika&Spokoarmia oraz Sokół i Marysia Starosta – takie rzeczy tylko w
stolicy Dolnego Śląska.
Maj w końcu jednak dobiegł końca, a
Juwenaliowe szaleństwo zastąpiło szaleństwo sesyjne. Nic to jednak, bo wrażenia
z tegorocznych imprez Juwenaliowych wielu zapewne wystarczą na rok, w sam raz
do czasu kolejnej edycji święta studentów. Z niecierpliwością na nie czekamy,
mając jednocześnie nadzieję, że organizatorzy nie zrezygnują z takiego samego
rozmachu i postawienia na różnorodność, na jakie odważyli się w tym roku. Bo ja
na kolejną wrocławską, majową różnorodność Juwenaliową czekam z
niecierpliwością!