Każdy z koncertów The Doors, a przynajmniej tych z udziałem Jima Morrisona, był jedynym w swoim rodzaju widowiskiem, całkowicie nieprzewidywalnym
i fascynująco niebezpiecznym. Utworem, w którym Morrison pokazywał cały swój
potencjał aktorski i rozwijał skrzydła swojej szalonej osobowości scenicznej,
był utwór The End.
Niezwykle ciekawa
jest sama historia powstania tekstu piosenki. W 1966 roku Jim miał obsesję na
punkcie dramatu Sofoklesa Król Edyp.
Wyszukiwał o nim informacje, analizował i dyskutował z kolegą, wykładowcą
psychologii na UCLA, na temat kompleksu Edypa. W tym samym czasie kariera
Doorsów zaczęła nabierać rumieńców. W niedalekiej przyszłości widniała
perspektywa podpisania kontraktu płytowego, w związku z czym wrażliwemu,
wyczekującemu pozytywnego przełomu w swoim życiu Jimowi zaczęło się mieszać w
głowie. Niemal codziennie brał kwas, chodził zamroczony i powtarzał w kółko te
same słowa, swoją własną, obsceniczną
edypową mantrę: Pieprzyć
matkę, zabić ojca, zabić ojca, pieprzyć matkę. Artysta mruczał ją bez
przerwy, chcąc w ten sposób wedrzeć się do własnej podświadomości. Czy się
udało? Chyba tak, bo pewnego wieczora, gdy The Doors miało zagrać koncert w
barze Whisky, ich wokalista nie pojawił się na scenie. Po pewnym czasie koledzy
z zespołu, pod groźbą nieotrzymania honorarium za występ w niepełnym składzie,
przywlekli całkowicie odurzonego LSD Jimmy’ego. Gdy ten doszedł nieco do
siebie, koncert mógł się rozpocząć. W pewnym momencie wokalista powiedział
Rayowi, żeby zaczął grać The End.
Zaskoczony Manzarek nie wiedział, co zrobić, bo ten utwór grali zawsze na samym
końcu. Przy uporze niemal nieprzytomnego Morrisona, Doorsi rozpoczęli wykonanie
The End, które miało zmienić bieg ich
kariery i już na zawsze przejść do historii rock and rolla. Jim bowiem, w
trakcie trwania utworu, zmienił bez ostrzeżenia tekst piosenki. Nagle Ray
Manzarek zrozumiał, co robi Jim. Odgrywa własną interpretację Króla Edypa!
Wokalista zrobił chwilę przerwy, po czym ryknął nieludzkim głosem: Ojcze? Chcę cię zabić. Matko? Chcę… Pieprzyć
cię mamo, pieprzyć cię mamo całą noc…! Potem nastąpiła sekwencja
nieokreślonych wrzasków, konwulsyjnych ruchów i hipnotycznej muzyki. Jim był w
transie, w swoim własnym świecie, we własnym teatrze, który odgrywał się w jego
własnej głowie i który nikt poza nim samym nie rozumiał.
Występ był oczywiście
niewyobrażalnym skandalem. Rozwścieczony do granic możliwości właściciel klubu,
Phil Tanzini, wyrzucił ich z lokalu i zabronił kiedykolwiek tam wracać.
Anegdota głosi, że w obliczu szalejącego ze złości i gniewu Tanziniego, Jim
miał się uśmiechnąć i spytać: Ale do baru
mogę przychodzić? Manzarek zaś dodał za zbiegającym ze schodów Philem: Słyszałeś kiedyś o Królu Edypie? The
End było końcem początku oszałamiającej kariery The Doors, a sam utwór, z
własną interpretacją Morrisona, przeszedł do legendy. W tym utworze, a
zwłaszcza w jego wykonaniach scenicznych, Jim pokazuje całą swoją naturę
dionizyjskiego boga. Miota się, syczy, skacze, wije się, ryczy, wydobywa z
siebie niewyobrażalne dźwięki, by po sekundzie stać się przerażająco spokojnym.
On, tekst utworu i muzyka są jednością i nie da się ich oddzielić. Manzarek,
Densmore i Krieger stanowią idealnie wtapiające się tło instrumentalne, które
jednak z niezwykłą intuicją i precyzją współgrają z nieobliczalnym szaleństwem
wokalisty.
Jim wydaje się stworzony do roli muzyka-performera. Ten uwielbiający
występować dla publiczności „Pan Charyzma”, jak go nazywali fani, sam przyznał
kiedyś, że kocha koncertowanie. Nie ma
nic wspanialszego, niż granie przed publicznością.(…) Nie można się całkiem
rozluźnić, bo ma się… obowiązek wobec tych ludzi. Trzeba być dobrym. Ludzie
patrzą. Słowa te dosyć obco brzmią w ustach
człowieka, na którego wzrok obserwujących go ludzi pobudzał do wszystkiego,
tylko nie życzliwych zachowań. On był swoją muzyką, a jego muzyka była cała nim
– możliwe, że ten efekt potęgowały, o ile nie tworzyły potężne dawki
narkotyków. Mimo to można było niezaprzeczalnie stwierdzić, że Jim ma ogromny
potencjał aktorski, który pokazywał przy interpretacji swoich tekstów. Widać to było chyba najbardziej w The End.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz