Grzegorz
Ciechowski urodził się 29 sierpnia 1957 roku w Tczewie. Już w liceum grał na
kilku instrumentach, min. na flecie i pianinie, a także śpiewał w chórze. Jednak
muzyka nie obejmowała wszystkich zainteresowań Grzegorza. Już od nastoletnich
lat pisał wiersze, teksty piosenek. Ciekawostką jest, że intensywnie ćwiczył
kulturystykę, dzięki czemu w klasie zawsze nosił miano tego „najsilniejszego”,
co nastręczało mu wiele kłopotów, co też opisał w jednym ze swoich felietonów (Najsilniejsza w klasie).
Trudno
powiedzieć, co było największą pasją w życiu Grzegorza, bo niezmiennie przeplatały
się w nim zainteresowania literaturą i pisarstwem oraz muzyką, czyli śpiewaniem
i graniem na instrumentach. Z powodu pierwszych niepowodzeń w wydaniu swoich
wierszy postanowił na razie odejść od tego zajęcia i spróbować „przemycić” swe
teksty w nieco innej formie. I tak, w 1980 roku, w warszawskiej „Rivierze”
Ciechowski pojawił się z zespołem Republika.
Szybko
Republikę okrzyknięto gwiazdą – duży wkład w zdobycie popularności miały
właśnie teksty lidera zespołu, które były takie, jak on sam –bezkompromisowe,
czarno-białe, twardo interpretujące rzeczywistość. Proponowali zupełnie nowy
styl, nieszablonowo rockandrollowy, po prostu własny. Już od samego początku
prezentowania swoich tekstów w otoczeniu muzyki, Ciechowski wyrobił sobie swoją
własną markę, swój własny niepowtarzalny styl. Bo tekst w twórczości Republiki
stanowił zdecydowaną wyższość nad muzyką. Grzegorz wybrał sobie właśnie taki
sposób publikacji swych dzieł – w piosenkach. Jedno słowo, które bardzo trafnie
opisuje Ciechowskiego, to lider. Lider nie tylko z „funkcji” w zespole, ale
lider ze sposobu bycia, bo obok niego nie dało się przejść obojętnie. Tę cechę
swojej osobowości pokazywał też w felietonach, bo już od pierwszych linijek
tekstu narzucał niejako czytelnikowi swoje zdanie, nie pozostawiając miejsca na
zdanie czytającego (na przykład gdy pisze o jurorach w felietonie Ukłon jurora). Jednym z dowodów na
ogromny wpływ Ciechowskiego na otoczenie, było wydarzenie w festiwalu w
Jarocinie w 1985 roku, kiedy to na widok Republiki na scenie, publiczność
zaczęła w nich rzucać jedzeniem, pojawiły się gwizdy i szyderstwa. Pomimo tego
wszystkiego Ciechowski zdecydował się grać. Koncert zakończył się śpiewaniem
„sto lat” przez publiczność i błaganiami o bis.
Po
rozwiązaniu Republiki w 1985 roku Ciechowski zdecydował się rozpocząć karierę
solową i tym samym jeszcze bardziej skupić się na własnej twórczości. Rozpoczął
projekt o nazwie Obywatel G.C., i był to projekt bardziej artystyczny niż
komercyjny. Ciechowski jako Obywatel G.C. podbijał polską scenę muzyczną na
plebiscytach i festiwalach, a frekwencja na jego trasach koncertowych była
ogromna. Grzegorz miał wiele okazji, żeby na wskroś poznać ówczesny, polski
szołbiznes, a przemyślenia na temat tego specyficznego środowiska przelewał w
swoich felietonach (Palmy wiosenne,
Generalnie… jestem…).
Na przełomie
lat 80. i 90. Ciechowski zajął się nieco innymi rzeczami, niż tylko pisanie
tekstów i granie koncertów. Napisał muzykę do filmu „Wiedźmin” i „Stan
strachu”, wydał tom wierszy „Wokół niej”, a na podstawie jego noweli „Obywatel
świata” Roland Rowiński napisał scenariusz do filmu o tym samym tytule. Oprócz
tych wszystkich aktywności Ciechowski z zapałem zajął się odkrywaniem „świeżej
krwi”, pomagał wejść na scenę młodym, utalentowanym artystom, jak chociażby
Kasia Kowalska, Justyna Steczkowska, Kayah, Krzysztof Antkowiak, Katarzyna
Groniec. Ciechowski to osoba, która nie przejmowała się opinią publiczną i
utartymi schematami. W swoich felietonach niejednokrotnie szydził ze światka
celebrytów. Jako jeden z pierwszych artystów w polskim szołbiznesie używał
kontrowersji jako sposób na promocję siebie i swojego zespołu. Jedna z takich
akcji to wyreżyserowanie reportażu radiowego, w którym prezentował się jako
ekscentryczna gwiazda rocka. Całą sytuację, jak i reakcję słuchaczy radia,
opisał w felietonie Głupi dowcip.
Wszystkie te
aktywności nie przeszkadzały jednak Ciechowskiemu w pisaniu – wierszy, tekstów
piosenek, felietonów. To była jego największa pasja, i to właśnie w pisaniu
obnażał się całkowicie – pokazywał swoją osobowość, poglądy, pomysły. Ciechowski
w felietonie to baczny obserwator rzeczywistości. Patrzył czujnie na to, co się
dzieje i potem przepuszczał to przez filtr własnego światopoglądu. Potrafił
zręcznie łączyć i komentować fakty, ciągle jednak pozostając w pozycji
obserwatora. Z wielu jego felietonów wyziera niezrozumienie – zarówno jego
rzeczywistości, jak i jego samego przez rzeczywistość. Przykładem może być
chociażby akcja z „głupim dowcipem”… Ciechowski w felietonach to też oschły
szyderca, ale szyderca inteligentny, bo kilkoma prostymi zdaniami potrafił
czytelnikowi udowodnić absurdy świata, w którym żyje (felieton Gwiazdy w kałuży). Na wszystko patrzy z
dystansem, nie ukrywając tego, że niektóre sytuacje zwyczajnie wzbudzają w nim
śmiech. Nie można jednocześnie zapominać, że pomimo dużego dystansu w tekście,
w rzeczywistości Ciechowski przecież był w samym środku tego świata, był jego
częścią.
Tematy, w
jakich się porusza, oscylują głównie wokół codzienności, w jakiej żyje. Widzi
to, co się dzieje, a w międzyczasie wyrabia sobie swoją własną opinię. Tematem,
który zdecydowanie przeważa, jest funkcjonowanie artysty w machinie polskiego
szołbiznesu, razem ze wszystkimi absurdami, jakie się w nim pojawiają. Przy
czym sam nie ukrywa, że dobrze mu tam, gdzie jest, bo lubi swoją pracę. Wyśmiewa
bezmyślny wyścig szczurów i zaprzedawanie duszy diabłu dla kariery, a możemy
wierzyć, że wie, o czym mówi, bo przecież tkwił w samym środku takiego wyścigu,
jako producent muzyczny. Wszystko opisuje w nienachalnie dowcipny sposób, jego
dowcip nie jest celem samym w sobie, ale niezauważalnie przemyka między
zdaniami, nadając całemu tekstowi miły smaczek. Ciechowski w felietonach bywa
też arogancki i czasem zdaje się być nierozumiejącym ignorantem (Szlifowanie bruku, Spotkanie z idolem),
ale potrafimy mu wybaczyć, bo to przecież Ciechowski, z całą swoją charyzmą
mówiący „ja tak widzę świat, pogódź się z tym”.
Felietony
Ciechowskiego są odzwierciedleniem jego osobowości. Jest on w tych tekstach
przerażająco wręcz przezroczysty, nic nie ukrywa, obnaża wszystko, co mu w
duszy siedzi i w duszy gra. Są jego felietony niesamowicie osobiste. Bliżej go
poznamy czytając właśnie je, niż wsłuchując się w teksty piosenek czy wiersze.
Trudno powiedzieć, czy takiego Ciechowskiego z felietonów da się lubić.
Jakkolwiek byśmy nie odebrali jego osoby, nie możemy zaprzeczyć, że Ciechowski
w felietonach jest bardzo autentyczny – a to jest już duża wartość.
Pytanie na
sam koniec więc brzmi – co tak naprawdę określa Ciechowskiego jako artystę –
jego teksty czy jego muzyka? Jest on najbardziej znany z części muzycznej, a
jak się okazuje, muzyka była jedynie
narzędziem do przedstawienie swoich tekstów. Co tu jest ważniejsze, gdy
analizujemy jego dorobek artystyczny? Czy patrzeć na muzykę przez pryzmat
tekstów, czy na teksty przez pryzmat muzyki? Co jest tym papierkiem lakmusowym
i czy właściwie taki papierek jest potrzebny? Czy to nie jest niesprawiedliwe,
że za kilkadziesiąt lat Ciechowski będzie kojarzony tylko z muzyką, a nie z
tym, w czym wyrażał się najtrafniej, czyli z tekstami? Czy w ogóle możemy
oddzielać te dwie płaszczyzny w przypadku takich artystów, jak właśnie
Ciechowski, Bob Dylan, Jim Morisson i inni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz