wtorek, 1 stycznia 2013

Ekscentryczna córka Niemena



Gdyby mi ktoś kilka lat temu powiedział, że jest taki młody zespół, który robi uwspółcześnioną wersję muzyki Czesława Niemena, w moich oczach pewnie rozbłysłaby żądza mordu. Jakakolwiek próba interpretacji twórczości tego genialnego muzyka byłaby dla mnie niewybaczalną profanacją. Ale spokojnie, świat idzie do przodu, nie wszyscy muszą być bezlitosnymi tradycjonalistami muzycznymi. Projektowi Soundrise dałam więc szansę i drżącą ręką włożyłam płytę do odtwarzacza. I wtedy do pokoju wszedł nie Niemen, ale... jego dziwna, ekscentryczna i eteryczna Córka.

Wrocławski zespół Soundrise Project to piątka młodych ludzi z pasją do muzyki i ambicją stworzenia czegoś zupełnie nowego i unikatowego. Na warsztat wzięli twórczość legendy polskiej muzyki, Czesława Niemena i postanowili zinterpretować ją na swój własny sposób. Bez usilnych starań o podrobienie stylu ani tym bardziej (o zgrozo) głosu legendarnego artysty. Z szacunkiem do klasyki, ale też ze świeżym pędem do nowości. Zaiste, trudnego wybrali nauczyciela. Czesław Niemen jest jednym z niewielu wokalistów, których twórczość stała się osobną marką, jest nieporównywalna do nikogo; to do niego można próbować się upodabniać. Pomimo że liczba odważnych, silących się na zaśpiewanie słynnego, przyprawiającego o dreszcze wersu Dziwny jest teeeeeen świa-at jest śmiesznie duża, nigdy nikomu nie udałoby się zrobić w taki sposób, jak  autorowi oryginału. Co ciekawe, na krążku Soundrise nie mieliśmy okazji usłyszeć tego najbardziej znanego hitu Czesława. Zamiast tego, muzycy sięgnęli nieco głębiej i ze skarbnicy jego twórczości wydobyli utwory niekoniecznie znane każdemu, przeciętnemu polskiemu słuchaczowi, na przykład Pieśń Wernyhory czy Sieroctwo.

W tej sytuacji tytuł płyty Niemen Nieznany nabiera dwojakiego znaczenia. Nie tylko można tam usłyszeć te mniej popularne kawałki artysty, ale przede wszystkim są one przedstawione w zupełnie nowej aranżacji. Współczesnej, tak, ale w całej tej nowoczesności brzmienia słychać podobieństwo do Niemena. Nie tyle w warstwie muzycznej, ale w klimacie i podejściu do muzyki. Bo tak jak polskiego wokalistę ciężko było dopasować do jednego konkretnego stylu, tak i Soundrise zgrabnie balansuje na krawędziach progresywnego rocka (Sariusz), pulsującego jazzu (Pieśń od ludu mojego) czy nawet powabnego ambientu (Italiam, Italiam).

Wokalistka Asia Pieczykolan, niewątpliwie o ogromnym potencjale artystycznym, z lekkością i wdziękiem zmienia szatki kolejnych gatunków muzycznych. W intrygującym, niespokojnie wibrującym Italiam, Italiam jej głos idealnie koresponduje z rozedrganą linią gitary i hipnotyzującą grą bębnów. Podobnie jest w, zaczynającej się niewinnie jak u Anny Marii Jopek, ale później rozkręcającą się elektronicznymi efektami, Pieśni Wernyhory. Głos Asi na razie jeszcze, mimo dużego talentu, każe się wpychać do szufladki wokalistki pop. Ciekawe, jaką drogę obierze w przyszłości; czy rozwinie się w tym gatunku (przecież dobry pop nie musi być zły!) czy zacznie  ćwiczyć swoje struny głosowe, sięgając do innych poziomów skal, typowych dla innych stylów. Na razie jest dobrze; artystka umiejętnie wykorzystuje delikatność i czystość swojej barwy i sprawia, że doskonale wpasowuje się właśnie w takie aranżacje piosenek. Na osobną uwagę zasługuje też gitarzysta Marcin Kużdowicz. Bez wątpienia, podobnie jak wokalistka, jest bardzo utalentowanym, nieakceptującym kompromisów muzykiem. Szczególnie podoba mi się jego solówka we wspomnianym Italiam, Italiam, czy w świetnym, miło rockowym Sariuszu. Z kolei Bogusz Stępak potrafi nieraz zaskoczyć nieuporządkowaną, acz zaskakująco energiczną grą na perkusji. Brawa za trzymanie zmieniającego się tempa w Ach, jakie oczy. Sam utwór jest zresztą nie tylko pięknym kolażem gatunkowym (słychać tu jazz, zawziętą elektronikę, miejscami delikatnie prześwieca pop), ale w tym samym czasie utrzymany jest w klimacie takiej sensualnej zmysłowości, która w połączeniu z tekstem piosenki tworzy oszałamiający efekt.

Z wielką niecierpliwością czekałam na wysłuchanie Jednego serca, jako że mam szczególny sentyment do tego utworu i plasuję go zaraz pod Dziwny jest ten świat w rankingu najbardziej przejmujących Niemenowych dzieł. Natomiast w aranżacji Soundrise... cóż, mam zdecydowanie mieszane uczucia. Gdy nie próbują naśladować linii melodycznej oryginału, idzie im całkiem nieźle. To znaczy, piosenka ma zupełnie inny wyraz niż ta w wykonaniu Czesława. Tam do głosu dochodzi pewna majestatyczna apokaliptyczność (może przez te organy i chór, to  zawsze dodają patosu) z wypełniającym ją, niepowtarzalnym wokalem Niemena. Wszystko to sprawia, że my jako słuchacze całkowicie wierzymy w to, co słyszymy. Historia opowiedziana w tekście jest przecież dość osobista, artysta śpiewa o tym, co jest dla niego ważne, że „tego jednego serca mu trzeba”. Jednak Niemen potrafił wykonać to tak, że sprawa zdaje się dotyczyć absolutnie każdego człowieka  na Ziemi, a wokalista jest tym „głosem ludzi”, wyrażającym ich odwieczne pragnienie miłości. Jeśli chodzi zaś o wykonanie Soundrise... Ja, słuchając delikatnego, dziewczęcego wokalu Asi, mogę uwierzyć jedynie w historię zwykłej dziewczyny, która ze drżeniem zwierza się w pamiętniku, że „brakuje jej jednego serduszka...” Absolutnie nie potępiam; po prostu wymowa znacznie różni się od tej  Niemenowskiej. Jest w tym przecież pewien świeży, miły urok.

Eksperyment Projektu Soundrise uważam jak najbardziej za udany. Najlepsze w ich pomyśle było to, że już od samego początku nie starali się dorównać pierwowzorowi. Jak sami powiedzieli: Staramy się przedstawić muzykę Niemena w wersji uwspółcześnionej, aby ludzie naszego pokolenia zainteresowali się twórczością Wielkiego Artysty, znanego im głównie z opowiadań rodziców. Cóż, mnie trudno wyobrazić sobie, że ktoś nigdy w życiu nie dostał dreszczy podczas samotnego słuchania Dziwny jest ten świat, albo nie wywijał szalonego oberka przy Płonie stodoła, ale może to tylko ja mam spaczoną wizję społeczeństwa. Niemen zbyt wielkim artystą był i za duże zostawił dziedzictwo, żeby można było obok jego twórczości przejść obojętnie.

Jeśli więc analizujemy materiał wrocławskiej formacji pod kątem dobrej znajomości języka niemenowskiego, to negatywnej krytyce poddałabym muzyków już od samego początku. Zamiast tego ja spojrzałam na te kilka utworów od zupełnie innej strony. Oni po prostu przełożyli jego twórczość na swój własny, uwspółcześniony język. To nie Niemen do nas mówi ustami Soundrise, ale właśnie taka jego Córka, tłumacząca swoim rówieśnikom twórczość taty. Tak jak to było u Mistrza, trudno jest nam zdefiniować ich muzykę przy pomocy skostniałych metek konkretnych stylów muzycznych. Nie jest to jednak ten sam typ kolażu. Ekscentryczna Córka Niemena pokazała, że hołd wcale nie musi być równoznaczny z bezmyślnym małpowaniem. Niemen dla Soundrise przyświecał jako inspiracja i dzięki temu uzyskali zupełnie nową jakość, idealnie wpasowującą się w swoje czasy. Z ogromną ciekawością czekam więc na kolejną muzyczną propozycję wrocławskich muzyków. A póki co -  moje gratulacje, Córko!



(tekst opublikowany w czerwcu 2012)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz